Zbudzona z samego ranka przecieram oczy i taką mam ochotę nigdzie nie iść ;p z powodu mego lenistwa nie poddałam się jednak, na całe szczęście, to do mnie niepodobne ;p Zawsze i wszędzie korzystam z każdej okazji poznania tego naszego świata jak najlepiej. Zbióreczka pod Hotelem, czekamy jeszcze chwilę na spóźnialskich, ale niedługo ruszamy przez malownicze pienińskie miasteczko, by dotrzeć na szlak, który poprowadzi nas wprost do Trzech Koron. Każde pasmo [ czy też pasemko ;) górskie ma charakterystyczną górę po której można się zorientować gdzie jesteśmy. Trzy Korony wraz z Sokolicą właśnie są punktami charakterystycznymi Pienin] Szlak był dość lekki, chociaż tempo, które narzucała szybsza część grupy - zabójcze. Jednak po dłuższym czasie doszliśmy do celu - przed nami lśnił w majowym słońcu potężny szczyt. Weszliśmy tam. Chociaż był ograniczony metalowymi barierkami, mój strach jednak dawał o sobie znać, podeszłam dalej, zawirowało mi w głowie, wiedziałam, że mój lęk wysokości, mimo pierwszego wykonanego kroku zjazdem kolejką , ciągle jeszcze we mnie siedział. Oglądałam wszystko z trochę dalszej perspektywy. Po zachwycaniu się z góry widokiem Pienin, zeszliśmy na szlak powrotny. Większa część grupy już strasznie narzekała na bolące kończyny ;) Ja natomiast też czułam już lekkie zmęczenie, ale jednak gdy zaproponowano wyjście na jeszcze jeden szczyt Sokolicę bez oporów zgodziłam się. Klasa chciała jeszcze iść na miasto i byli bardzo źli, że kilka osób miało ochotę wybrać się na Sokolicę byłam jedyną dziewczyną, [oprócz pani pedagog], która w sześcioosobowej grupie wyruszyła na szczyt. Ci, którzy nie poszli mają czego żałować naprawdę widok, który rozpościerał się ze szczytu był bajkowy :) Karłowata sosenka na szczycie, znak szczególny była prześliczna. Podziwialiśmy jeszcze chwilę i postanowiliśmy już schodzić. Na dole wielce obrażona klasa [właściwie nie wiem z jakiego powodu] nie dawał mi żyć z powodu nie pójścia do miasta o_O Dziwne szczególnie, że nie mieli sił na wejście na szczyt. No nic zmęczona poszłam pod prysznic, gdzie czekały mnie kolejne przygody [ ugh...] i położyłam się spać, bo kolejnego dnia trzeba było być już spakowanym...