Wybraliśmy sie autokarem do tego miejsca z samego rana. Wspinaczka była niezła, ale w końcu dotarliśmy na to wzgórze zamkowe, gdzie przy wrotach czekała piękna 'rycerka' w zielonym, szlacheckim stroju, zapraszała nas do środka jednocześnie sprawdzając bilety wejściowe. Usiedliśmy w centrum zamku, by posłuchać opowieści o nim i jego historii. Legenda głosi, że mieszkała tu księżniczka Kunegunda, córka właściciela zamku. Jej kaprysem było, żeby kandydat na męża, objechał konno w pełnej zbroi zamkowe mury. Długo nikomu się to nie udawało, a kolejni śmiałkowie ginęli spadając w przepaść. Pewnego razu przybył na zamek rycerz z Krakowa, który dokonał tego karkołomnego wyczynu, kiedy jednak oczarowana księżniczka ofiarowała mu swoją rękę - odrzucił jej starania i odjechał. Poniżona i niechciana panna rzuciła się w przepaść z murów, z których spadali śmiałkowie wysyłani przez nią na śmierć. Do dziś podobno można zobaczyć ducha jednego z rycerzy, który konno objeżdża zamkowe mury w księżycowe noce. Obejrzeliśmy każdy zakamarek tych wspaniałych ruin i zrobiliśmy mnóstwo zdjęć.
Na placu centralnym zamku stoi pręgierz do publicznego karania winnych, kiedy opowiedziano nam jak biczowali ludzi nawet aż do śmierć, ciarki przechodziły po całym moim ciele.
Kupiliśmy pamiątki i zbieraliśmy się do odjazdu.
Zamek w Sobieszowie zwiedzony, dzień zaliczony do atrakcyjnych :)