Pociąg miał ruszyć chwilę po 22. Zapowiedziano nam, że na dworcu mamy się stawić około 21. Pierwsza moja tak poważna i daleka podróż i to pociągiem... Bałam się, ale to był taki fajny strach. Grupę właściwie całą znałam kilka młodszych osób, kilka w moim wieku z mojej klasy. To kolonia szkolna, ze tak powiem nasi nauczyciele Pan Jarek i Pani Jola postanowili zorganizować nam obóz taneczny. Także bardzo się cieszyłam, bo kocham tańczyć. 10 dni na zachodzie, wśród dziewiczej przyrody spędzać czas przy tańcu, zwiedzaniu i zabawach. Cud, miód i orzeszki :) Przedziały już mieliśmy zarezerwowane, także tylko pożegnałam się z rodzicami [cmok, cmok] tatuś wniósł mi torbę do przedziału i wszystko było super. Usiedliśmy wygodnie w środku na miękkich siedzonkach, na początku było bardzo wygodnie, ale w miarę upływu czasu i napływu senności, wygoda stawała się coraz ważniejsza i coraz bardziej przeszkadzała ta całkowita ilość osób w przedziale. Nasz miły Pan Wychowawca jednak udostępnił mi miejsca trochę i mogłam rozłożyć sie właściwie jak tylko chciałam. Póki jeszcze widziałam literki próbowałam rozwiązywać moje ulubione krzyżówki, a potem to już opowiadanie kawałów, anegdot, wspólne szarpanki, czubienie się i inne śmieszne rzeczy. Trzeba nas było trochę zmęczyć, bo zapowiadała się długa 'pociągowa' nocka...